Był kochanym, dobrym człowiekiem, wesołym, ufnym. Muzykiem o niesłychanej charyzmie, którego mogłam słuchać w nieskończoność i którego miałam szczęście słuchać dużo i często. I czasami bardzo głośno. Jestem bardzo szczęśliwa, że urodziłam się w rodzinie, w której był Jurek. Towarzyszył nam od zawsze – mnie i moim siostrom, potem także mojej siostrzenicy. Był naszym kochanym, szalonym stryjem, którego uwielbiałyśmy i który dał nam mnóstwo radości. Jako dzieci uwielbiałyśmy Jego krawat w Myszkę Miki, jego czarne okulary, które idealnie pasowały do każdego stroju, Jego nieustanne kłótnie z Babcią – Ona, żeby coś zjadł, On, że nie będzie nic jadł. Z Jurkiem było zawsze głośno i wesoło. Miał wspaniałego zielonego jak trawa trabanta kombi, który większość swojego niedługiego żywota spędził pod blokiem w Hucie, bo zwykle albo był zepsuty, albo Jurka nie było, żeby nim jeździł. Od zawsze było wiadomo, że Jurek się na wszystkim zna, że jako dziecko przeskoczył kilka klas, bo był tak zdolny; że nauczył się czytać jak tylko nauczył się mówić; że wiedział, gdzie ląduje UFO i że mówi po Fińsku. To były najważniejsze informacje dla nas, kiedy byłyśmy dziećmi. I zawsze, ale to zawsze pamiętał o naszych imieninach i urodzinach, i jeśli tylko mógł, dawał nam wtedy kwiatki, albo przynajmniej dzwonił. W miarę jak dorastałyśmy dochodziło do nas, że nie wszyscy mają takich stryjów, a już kiedy zupełnie dorosłyśmy, doszło do nas, że nikt nie ma takiego stryja. Był wyjątkowy, bardzo kochany i bardzo dobry nie tylko dla nas.
Jurek wciągnął mnie na scenę, za co Mu jestem niesłychanie wdzięczna. Ale jeszcze bardziej jestem Mu wdzięczna za to, że spędziliśmy razem tyle czasu i że mogłam Go słuchać godzinami, że mogłam być na tylu Jego koncertach, że mogłam słuchać Jego niekończących się anegdot i niekończących się rozmów telefonicznych z „Kwiatuszkami”, prowadzonych w moim aucie. Był naprawdę wspaniały. I chociaż ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie i wiem, że dla Niego jest ulgą, że nie musi się męczyć, to bardzo mi Go brakuje i nie podejrzewałam, że będzie aż tak mi Go brakować. On naprawdę zawsze był z nami.
Cieszę się, że udało mi się Go namówić na płytę (Drive). I cieszę się, że On mnie namówił, żebym z Nim zaśpiewała. To był piękny czas. Zresztą cały czas z Jurkiem był piękny. Nawet ten najcięższy. Nawet w tym najtrudniejszym czasie potrafił zażartować, uśmiechnąć się, dać tyle ciepła ile tylko mógł. Ale smutno mi okropnie, że nie zawsze Go rozumieliśmy i że tak naprawdę nie potrafiliśmy za Jego życia dostrzec całego bogactwa Jego pięknego świata.
Jurek skomponował wiele pięknych utworów. Wspaniale wykonywał standardy i utwory innych autorów, ale sam był też wspaniałym kompozytorem, niesłychanie delikatnym, subtelnym (wiem, że w kontekście Zębów i Bluesa alkoholowego to brzmi dziwnie, ale uwierzcie mi, że to prawda). Żałuję, że tak mało tych utworów nagraliśmy na Drive, ale tak chciał. Drive był w takim kształcie, w jakim On sobie zażyczył. Tak zdecydował. Tak chciał. A zawsze robił to, co chce.